Dwadzieścia lat po terminie

Pamiętam jak w moje 19-te urodziny zdawałam maturę pisemną z polskiego. Nazajutrz miała być pisemna matma, a tu rodzinka zrobiła urodzinowy nalot. Pamiętam, jak przed maturą moi profesorowie rozmawiali z moją matką, że ich bardzo dobra uczennica, a jej córka, coś bredzi o tym, że po maturze nie wybiera się na studia, lecz do pracy, ewentualnie do studium policealnego po szybki zawód. Wersja oficjalna była taka, że przecież mi nikt nie broni iść na studia. Wersja prawdziwa była inna – w tak zwanym „domu rodzinnym” było już wówczas piekło, do którego każdego dnia bałam się wracać, a co dopiero w takich warunkach przez 5 lat studiować…

Postanowiłam wówczas, że na razie pójdę do policealnej szkoły informatycznej, bo w razie „Wu” będzie mi z niej mniej żal zrezygnować niż ze studiów, a może mi się jakoś uda zdobyć zawód. Miałam nadzieję, że gdy zacznę pracować i wyniosę się z domu, wówczas sama stworzę sobie warunki do pójścia na uczelnię. Potrzeba realizacji planu „Wu” pojawiła się bardzo prędko. Cóż było robić – znalazłam dość porządną jak na mój wiek pracę na pełen etat i uciekłam z przybytku przemocy psychicznej i fizycznej zwanej domem. Byłam gotowa na rzucenie szkoły, ale udało mi się zdać 2 semestry w miesiąc w szkole zaocznej. Gdy sobie już wystarczająco stworzyłam warunki do normalnego życia, żyjąc bardzo skromnie, ale wreszcie spokojnie, już widziałam siebie na studiach. Już zamiast psychologii myślałam o karierze w kadrach i HR, bo niesamowicie mi się to spodobało w pracy. Właśnie miałam kończyć policealną i pisać spec-pracę na celujący: pewien system dla kuratorium oświaty.

Jednak życie nie lubi gdy się coś zaplanowało. Któregoś dnia, gdy szłam do pracy, uderzył we mnie samochód kiedy byłam na przejściu dla pieszych. I te ułamki sekund miały zdecydować o tym, jak odtąd będzie wyglądało moje życie. Miałam wówczas zaledwie 20 lat.

Dziś już nie pamiętam dziewczyny sprzed tamtego feralnego dnia – w pełni sprawnej, wszędobylskiej, ufającej we własne możliwości fizyczne, nie zastanawiającej się, czy da radę. Nie raz i nie dwa żałowałam, że ten samochód mnie nie zabił, bo uszkodzone ciało mnie po prostu więziło, a życie zamieniło w wegetację trudną do wytrzymania. Mnie, super aktywnego przedtem sportowca, uprawiającego wyczynowo kolarstwo górskie. W pewnych obszarach, dość istotnych, nadal to ciało mnie więzi. Lata leczenia, rehabilitacji, czasem trochę lepiej, by potem znów było strasznie. W tym czasie, sinusoidą sprawy się miały, ale walczyłam ze świadomością, że to się może skończyć na wózku. Dzień po dniu, rok po roku. Ale problemy komunikacyjne pozostawały. Stąd od tylu lat pracuję z domu. Mogłam coraz więcej, ale…wypadałam gdy trzeba było gdzieś dojechać, bo wówczas zawodziłam. Tylko gdy jestem kierowcą jest ok. W uproszczeniu można przypadłość porównać do wyjątkowo upierdliwej choroby lokomocyjnej, na którą nie mogę sobie wziąć Aviomarinu, bo zepsuję to co wypracowałam. Czasem ludzie, gdy się dowiadują – pytają: no to jak ty żyjesz? Cóż…do wielu rzeczy człowiek może przywyknąć. I ustawić sobie życie pod swoje ograniczenia. Na pierwszy i drugi, a nawet trzeci rzut oka nikt nie zauważy, że jednak coś jest nie tak.

Ostatnio minęło 20 lat, odkąd odczuwałam siebie jako tamtą dziewczynę bez uszkodzeń, która była władna zrealizować tak wiele, miała cudownego chłopaka, świetną pracę z perspektywami, życie przed sobą. Multum myśli, wspomnień mnie dopadło. Wróciły przeżycia, rozczarowania, w tym rozczarowanie tym, że wciąż tej jednej koszmarnej bariery nie pokonałam. Może żądam zbyt wiele… ale chciałabym przestać być dziwolągiem, który zawsze odmawia wyjazdów. Jednak cóż, łatwiej mi zawsze było uchodzić za dziwną niż chorą.

Marzę o tym, by np. móc zwyczajnie wsiąść w pociąg, autobus, samolot (ach!) i pojechać dokądkolwiek mi się zachce, bez skutków ubocznych. Do masochistów jakoś nigdy nie należałam, więc w końcu dałam sobie spokój 😉

Wiem, dziwne mam marzenia…

A na ten moment, przemyślałam po raz nie-wiem-który temat, który co jakiś czas powracał jak bumerang – temat studiów, na które przez zawodność mojego ciała nigdy nie mogłam pójść. Zaczęłam już pod koniec grudnia podglądać, czy aby na uczelni, którą mam z aktualnego miejsca zamieszkania bardzo blisko, nie prowadzą rekrutacji. Prowadzili. Od początku stycznia biłam się z myślami, czy powinnam podejmować temat, czy dałabym radę fizycznie to ogarnąć zwłaszcza, że mam też pewne problemy z zapamiętywaniem (dlatego ciągle się czegoś uczę, np. języków 😉 ).

W końcu samą siebie przekonałam, że cóż najgorszego może się stać jeśli nie dam rady? – Mogą mnie wywalić, albo mogę ja zrezygnować. To tyle z rzeczy najgorszych. A że sama będę swoim sponsorem, to nikomu innemu się z ewentualnej porażki nie będę musiała tłumaczyć. 😀 Wobec takiego „najczarniejszego scenariusza”, postanowiłam złożyć dokumenty na psychologię (ach, to dinozaurowe świadectwo dojrzałości ze starą maturą 😉 ). I zgadnijcie co? – przyjęli mnie. Na 2 semestr, pierwszy mam zaliczać na trzecim semestrze.

I tym właśnie sposobem, 20 lat po terminie, zostałam 40-letnią, Niezbyt Młodą Studentką Psychologii 🙂

I takim samym sposobem wyjaśnia się tajemnica z poprzedniego wpisu. Nie sądziłam, że to aż tak szybko pójdzie.

Reklama

10 myśli na temat “Dwadzieścia lat po terminie

    1. Żeby to było psychosomatyczne… Niestety to uszkodzenie fizyczne od uderzenia 😔 Niby tracę nadzieję, ale jeszcze jej nie straciłam do końca. Chyba jeszcze powalczę 😉 Dziękuję i ściskam!

      Polubione przez 1 osoba

      1. Nie rezygnuj z walki o zdrowie. Jak tylko będziesz zaszczepiona, idź do lekarza, nie rezygnuj, musisz być silna, zdrowa i szczęśliwa.
        A na egzaminach życzę połamania pióra i do przodu!
        Serdeczności

        Polubione przez 2 ludzi

    1. Serdeczne dzięki Jacku! W rzeczy samej – im więcej wiedzy o sobie i innych człowiekach, tym bardziej interesująco, przynajmniej jak dla mnie. Trzymaj trzymaj 😉 bardzo się przyda. Pozdrowienia dla Ciebie i rodzinki

      Polubienie

  1. Niesamowity wpis, trzymający w napięciu. BRAWO Dziewczyno!!!! Antares bardzo się cieszę, bardzo. To będzie piękny, nowy czas. Zobaczysz. Wszystko w Twoich rękach i już teraz za ten pierwszy krok możesz być z siebie dumna!!! Trzymam kciuki. Co za wpis!!! :-))))

    Polubione przez 1 osoba

    1. Zdecydowanie wolałabym, by było u mnie prościej w tym życiu. Ale cóż, czasu się nie wróci, pewnych zdarzeń się nie odkręci. Dziś faktycznie mogę być zadowolona z siebie, że podołałam w ekstremalnych sytuacjach, że dotarłam tu gdzie jestem. Ale wolałabym nie musieć podołać, wolałabym przez ostatnich 20 lat żyć jak moi rówieśnicy. Kciuki trzymaj bo potrzebne!

      Polubienie

      1. Oj trzymam, trzymam. Jesteś silną i obrotną dziewczyną. Ty ze wszystkim sobie poradzisz i obyś już nie musiała za wiele radzić. Niech Ci życie płynie, płynie. Całuję

        Polubione przez 1 osoba

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s